Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Wysiedlenia w Sopotni Małej- Saybusch Aktion

Utworzono dnia 11.03.2015, 14:27

Bronisław Grzegorzek

Wysiedlenie ludności w ramach Saybusch - Aktion w 1940 roku nastąpiło w Jeleśni i Sopotni Małej. 22 września 1940 roku z Jeleśni wysiedlono 150 rodzin - 671 osób a osiedlono Niemców 42 rodziny tj. 183 osoby. W Sopotni Małej wysiedlono 57 rodzin tj.264 osoby, osiedlono11 rodzin tj. 49 osób. Później przesiedlono do Sopotni Wielkiej większość pozostałych mieszkańców Sopotni Małej niepotrzebnych osadnikom.
Mieszkańcy żywiecczyzny żyli w ciągłej niepewności. Nikt nie przeczuwał kiedy i którą z wiosek Beskidu Żywieckiego obejmie akcja przesiedleńcza - Aussiedlung. Na tym właśnie polegał system pracy gestapo. Każdą akcję wysiedleńczą przeprowadzały władze niemieckie niespodziewanie i błyskawicznie, aby zapobiec ewentualnemu organizowaniu oporu przez ludność wysiedlaną, nigdy też nie prowadzono jej na terenie całego powiatu jednocześnie. Wysiedlano bez jakiejś z góry ustalonej kolejności - wyrywkowo, całkowicie niespodziewanie i w niesłychanie krótkim czasie. Klęska ta spadła na ludność polską niczym piorun.
Zazwyczaj rozpoczynało się od tego, że nagle w jednej wiosce pojawili się nieznani cywile w asyście miejscowego policjanta niemieckiego i dokonywali tajemniczych oględzin. Byli to właśnie przedstawiciele osadników niemieckich przybyłych tu ze wschodu celem obrania najlepszych i najładniej położonych terenów nadających się pod przyszłe osadnictwo niemieckie, Niemcy wybierali odpowiadające im wioski i wyjeżdżali. Resztę załatwiało gestapo i policja niemiecka.
Otaczano wioskę przeznaczoną do wysiedlenia, obsadzano polne ścieżki i drogi, a ludności polskiej dawano pół godziny czasu na spakowanie swoich rzeczy. Wygnańcy obładowani pakunkami, żegnani rykiem pozostawionego bydła, szli wśród płaczu kobiet i dzieci, uszeregowani w kolumnę do najbliższej stacji kolejowej lub przygotowanych za wsią aut ciężarowych dowożących do stacji kolejowej. Porządku w kolumnie pilnowali niemieccy żandarmi. Ludzi których w jednej chwili uczyniono nędzarzami, pakowano następnie do wagonów towarowych i wywożono do Generalnej Guberni. Najczęściej wyładowano ich w okolicach Lublina, Siedlec i Warszawy i tam pozostawiono nieszczęśliwców własnemu losowi. Tymczasem na tereny żywieckie przyjeżdżały rodziny Volksdeutschów ze wschodu z Rumunii i Ukrainy, najczęściej z Czerniowiec na Bukowinie. Nowi osadnicy niemieccy, według planu III Rzeszy mieli ziemię żywiecką przekształcić w tereny czysto niemieckie I/Urdeutsche Gebiete. Ponad to uzbrojeni bauerzy spełniali często rolę siły pomocniczej niemieckiej policji i gestapo do walki z polską partyzantką. Świadczy o tym między innymi fakt zestrzelenia polskiego partyzanta przez niemieckiego osadnika w Jeleśni. Wysiedlenie Polaków z Ziemi Żywieckiej stało się jednocześnie dla hitlerowców metodą biologicznego wyniszczenia ludności polskiej. Akcję tę rozpoczęto w roku 1940 przerywając ją z niewiadomych przyczyn w 1943 r. Największe jej nasilenie przypadło na rok 1940. Wtedy to wysiedlono Żywiec-Zabłocie, Jeleśnię, Sopotnię Małą. Suchą, Rajczę, Ślemień, Gilowice ,Kocoń i inne wioski powiatu żywieckiego.
Los ludzi wysiedlonych był tragiczny .Pozbawieni swoich gospodarstw pozostawali na nowych terenach bez środków do życia i nieraz bez dachu nad głową. Młodych żywczan rejestrowały niemieckie urzędy pracy i wywoziły na przymusowe roboty do Niemiec odbierając w ten sposób rodzinom ich żywicieli. Nic też dziwnego że w takich warunkach nieszczęśni wygnańcy często umierali z głodu. Akcja wysiedleńcza na Żywiecczyźnie przyniosła miejscowej ludności olbrzymie szkody materialne. Otrzymawszy do swojej dyspozycji po kilka mniejszych gospodarstw chłopskich osadnicy z reguły przeznaczali jeden z najlepszych budynków na swoją kwaterę a inne domy mieszkalne zamieniali na stajnie ,stodoły ,chlewy i inne budynki gospodarskie. Zbędne zabudowania poddawano rozbiórce i zużytkowano na opał. To samo działo się ze zbytecznymi meblami pozostawionymi przez wysiedleńców. Zmniejszyło się również pogłowie bydła po dokonaniu selekcji i oddaniu gorszych gatunków bydła na rzeź .Szkody były zastraszająco wielkie. Niemcy na Żywiecczyźnie dokonali olbrzymiego zniszczenia.
W 1934 r. przybył do Sopotni Małej z Katowic Teodor Michalik ur. 20.IV.1904 r. syn Józefa i Karoliny. 0żenił się w 1935 r. z Niemką Elisabeth zd. Heiman z Gorlic. Przy pomocy usłużnych mieszkańców Sopotni Małej wykupił od kilku gospodarzy parcele nieco na uboczu wsi. W krótkim czasie wybudował dla turystów pensjonat. Przebywali tu turyści, szczególnie mężczyźni, którzy szczegółowo interesowali się okolicą. Szkicowali drogi, przełęcze, gawędzili z pasterzami o przejściach i drogach leśnych. Zabierali ich jako przewodników po górach. Szczególnie interesował ich odcinek drogi z Juszczyny do Sopotni Małej. Droga ta w czasie zaboru austriackiego zwana Cesarką była często używana. Po pierwszej wojnie światowej nieremontowana stała się drogą polną.
W dniu 1 września 1939 r. lotnik niemiecki lecąc nad tą drogą zrzucił na zagajnik bombę, gdzie 9-letni chłopiec pasł krowy. Chłopiec zginął. Była to pierwsza ofiara najazdu hitlerowskiego w Sopotni Małej. Po opanowaniu fortów w Węgierskiej Górce 3 września 1939 r. trzy dni ciągnęły tabory i działa najeźdźców przez Juszczynę, Sopotnię Małą do Jeleśni i dalej na wschód. Jechali obok pensjonatu Michalika na którym powiewała flaga ze swastyką. Na kolumny wojsk gapiły się zbite w grupki dzieci i stare kobiety, którym Niemcy rzucali cukierki i chleb śmiejąc się szyderczo z tych co je zbierali. Stopniowo wychodzili z kryjówek mężczyźni i dorastająca młodzież ośmieleni zachowaniem się Niemców.
Od wybuchu wojny szerzyła się pogłoska przenoszona przez rzekomych uciekinierów i żebraków, że Niemcy mordują wszystkich mężczyzn. Wieści te wzbudzały popłoch wśród mężczyzn i młodzieży. Po kilku dniach, gdy przemarsze wojsk ustały, Teodor Michalik przyszedł do sołtysa wsi Sopotnia Mała, którym był Jan Murański syn Mikołaja. Zabrał mu pieczęć sołtysa i wszystkie dokumenty dotyczące wsi oznajmiając, że nie jest już sołtysem ponieważ funkcję sołtysa pełni on, Teodor Michalik. Mieszkańcy otrzymali pracę, zarobki i kartki żywnościowe w takiej ilości jakiej znaczna część mieszkańców dotąd nie spożywała, co uspokoiło ludność. Zaczęto nawet chwalić niemieckiego okupanta. Trochę niepokoju spowodowały aresztowania tych, którzy przed wojną byli złodziejami lub krwawymi awanturnikami. Uspokajano mieszkańców, że to dla ich dobra, aby czuli się bezpiecznie. Szły też pogłoski, że będą wysiedlenia ludności, czemu stanowczo zaprzeczał Teodor Michalik, do którego zwracano się z pytaniami, czy to jest możliwe. Na wiosnę 1940 roku sołtys Michalik odwiedzał domy spisując ilość i jakość pomieszczeń oraz mieszkających w nich członków rodziny. Doradzał co należy ulepszyć w mieszkaniach, ponieważ mają przyjechać Niemcy z miast na wypoczynek. Nie wzbudzało to większych obaw, gdyż przed wojną Michalik sprowadzał rodziny ze Śląska na wypoczynek i umieszczał w wybranych domach, za co stosunkowo dobrze płacono.
W sobotę 21 września 1940 roku w godzinach wieczornych, kiedy Żydzi siedzieli przy stołach odprawiając modlitwy, przed ich domy zajechały samochody ciężarowe pokryte plandekami. Żandarmi otoczyli budynki. Z wrzaskiem i poszturchiwaniami kolbami karabinów wyprowadzali rodziny żydowskie bez jakiegokolwiek bagażu i ładowali do samochodów. Wywieźli liczną rodzinę Weislicerów i Ferberów.
Na drugi dzień, 22 września 1940 roku w niedzielę, około godziny czwartej nad ranem, wjechały do wsi samochody ciężarowe pokryte plandekami, które stały w nocy w Jeleśni na drodze przed zakrętem do Sopotni Malej. Wieś została otoczona przez żandarmów od początku wsi do drogi w kierunku Juszczyny. Zabudowania skupione były również wzdłuż drogi i rzeki. Prawie wszystkie domy były drewniane. Dawnym zwyczajem w większości na noc nie były zamykane, dlatego żandarmi bez trudu kopnięciem w drzwi z przerażającym wrzaskiem wpadali do domów budząc kolbami karabinów śpiących domowników. W ciągu dziesięciu minut rodzina musiała wyjść z domu zabierając najwyżej jeden pakunek do 10 kilogramów. Przerażeni zabierali co im pod rękę wpadło: pierzynę, część ubrań, ziemniaki do płachty, a często tylko nagie dziecko. Z przekleństwami, ponaglani kopniakami ładowani byli na samochody. W wysiedlaniu aktywnie uczestniczył T. Michalik. Z samochodu wydobywały się jęki przerażenia, prośby do Boga o ratunek, spazmatyczny płacz dzieci. Wiezieni pod eskortą policji, wyładowani zostali nad ranem przed szkolą w Żywcu - Zabłociu obok stacji kolejowej, skąd w wagonach towarowych wiezieni byli przez Łódź na tereny Lubelszczyzny.
Podróż trwała trzy dni. Jechali głodni, spragnieni i chorzy. Kilkunastu młodych wysiedleńców Niemcy zabrali z wagonów na przymusowe roboty do Rzeszy. Po przyjeździe na miejsce rozwożono ich fur-mankami po biednych wioskach Lubelszczyzny. Domy kryte słomą, często lepianki po¬siadające pokój i kuchnię. W kuchni mieszkał właściciel z rodziną, a w pokoju po dwie, trzy rodziny wysiedleńców. Brakowało miejsca na klepisku, bo podłogi nie było. Panował głód, bród i nędza. Dorośli i dzieci podejmowali pracę za nędzną strawę u bogatszych gospodarzy we dworach. Niemcy kierowali ich do pracy przy budowie dróg, mostów, lotniska za znikome wynagrodzenie. Niemcy wysiedlili wtedy z Sopotni Małej 59 rodzin z 264 osobami. Część członków wysiedlonych rodzin zesłanych zostało wcześniej na przymusowe roboty do Rzeszy lub zatrudnionych w firmach. Mieszkali skoszarowani w obozach pracy.
Drugie wysiedlenie nastąpiło w niedzielę przed godziną piątą rano 27 października 1940 roku w taki sam sposób jak poprzednie. Wysiedlono część rodzin, których Teodor Michalik szczególnie nienawidził. Jana Krzyżowskiego z rodziną, uważając ją za niebezpieczną i awanturniczą. Józefa Kupczaka, ponieważ jego dom sąsiadował z pensjonatem Michalika, a nie był zadbany, dlatego zaraz go rozebrał. Wojciecha Pindla, ponieważ był żołnierzem powstania śląskiego. Rudolfa Duśka, który przed pierwszą wojną światową i w jej czasie był oficerem austriackim, pisarzem kancelarii wojskowej. Znał on doskonale język niemiecki, co wykorzystywał w pisaniu różnych, licznych podań do władz niemieckich, czemu Michalik był przeciwny. Józefa Kabata, który będąc poetą ludowym układał niepochlebne wiersze o okupantach i osadnikach niemieckich. Wysiedlił też rodzinę Pindlów. Wywieziono ich w okolicę Garwolina.
W piątek 12 czerwca 1942 roku wysiedlono 27 rodzin do Polenlagru w Pogrzebinie. W sierpniu 1942 roku ponad 20 rodzin z Sopotni Małej przesiedlono do Sopotni Wielkiej. Pozostałe rodziny przesiedlono do gorszych domów zabierając im część dobytku oraz pola, które przekazano osadnikom niemieckim sprowadzonym z Rumunii i Ukrainy.
Osadnicy obejmowali gospodarstwa w tym samym dniu, w którym wysiedlano rodziny polskie. Te rodziny polskie, które pozostawili zatrudnili przymusowo u osadników niemieckich i jako robotników leśnych, a tych. którzy byli kowalami, kołodziejami, cieślami, szewcami i krawcami pozostawili do pracy na rzecz osadników. Osadników było około 30 rodzin. Zabudowania i budynki mieszkalne w dobrym stanie zajmowali, a pozostałe rozbierali przy pomocy sprowadzonych brygad budowlanych zorganizowanych z Żydów.
Pod koniec stycznia 1945 roku osadnicy uciekli przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Działania frontowe w Sopotni Małej od 10 lutego do 4 kwietnia 1945 roku dokonały dalszych zniszczeń w Sopotni Malej. Łącznie wieś została zniszczona w 80 procentach. Niemcy w okresie okupacji zamordowali 24 mieszkańców Sopotni Małej.

Pogoda

Zegar

Kalendarium

Marzec 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
26 27 28 29 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Imieniny