Wojciech Basik z Korbielowa - Sprawiedliwy wśród Narodów Świata
Wojciech Basik z Korbielowa - Sprawiedliwy wśród Narodów Świata
Instytut Pamięci Narodowej Yad Vashen i Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata ustanowione zostały w 1953 roku z myślą o symbolicznym uhonorowaniu tych, którzy bezinteresownie pomagali i ratowali życie Żydom w krajach okupowanych przez hitlerowskie Niemcy w latach II wojny światowej. Nieco później Instytut postanowił umieszczać nazwiska odznaczonych Medalem, na Honorowej Ścianie Sprawiedliwych w Instytucie w Yad Vashen.
Okazuje się, że na Ścianie tej widnieje nazwisko mieszkańca Korbielowa Górnego Wojciecha Basika – „Chłopek”. Było ich w rodzinie Szczepana Basika ośmioro – Rudolf, Franciszek, Wojciech, Jan, Józef, Wiktoria, Anna i Maria., w tym obaj nasi bohaterowie – Rudolf (rocznik 1917) i Wojciech.(rocznik 1919) miałby dziś 101 lat. Byli to zatem w latach okupacji, dwudziesto paroletni młodzieńcy wychowani w duchu miłości do bliźniego, nie skażeni ideologią nacjonalizmu ani antysemityzmu. Rudolf pracował w szpitalu powiatowym w Żywcu na stanowisku zaopatrzeniowca, palacza, woźnego, ogrodnika itp., a następnie w pogotowiu ratunkowym. Jego brat Wojciech lata okupacji spędził na gospodarstwie rolnym ojca w Korbielowie – uczestnik polskiego ruchu oporu.
Naprzeciw szpitala w Żywcu – wspomina Rudolf Basik – mieszkała wdowa z córką. Do tej córki co pewien czas przyjeżdżał z Bielska jej narzeczony niejaki Gnaczyński, który zwrócił się do Rudolfa z prośbą o pomoc w ukryciu gdzieś w okolicy Jeleśni, - które uważał za tereny w miarę bezpieczne – Żyda czeskiego z Ołomuńca Roberta Wolfa, zbiega z Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu III Monowicach, którego podobno sam przewiózł przez bramę obozową w stertach śmieci w dniu 15 lipca 1944 r. i ukrywał gdzieś u siebie. Robert Basik skontaktował się w tej sprawie ze swoim bratem Wojciechem zamieszkałym w Korbielowie, działającym w konspiracji (AK ps. Chopek). Moje obiekcje co do tego planu – wspomina Wojciech Basik – polegały na tym że byłem pod obserwacją celników niemieckich w związku ze sprawą Józefa Mocka. Józef Mocek ustrzelił sarnę, o czym dowiedziała się policja niemiecka. Moje wstawiennictwo i dobre układy z policją uratowały Mocka od wywozu do obozu w Oświęcimiu. Ale ja miałem przykazane, że jeżeli jeszcze raz coś podobnego się przydarzy, to... Pomimo to zdecydował na tak. Operacja przejęcia „gościa” odbyła się w pociągu na trasie Sucha – Żywiec. Brali w niej udział oczywiście R. Wolf, Gnaczyński, Rudolf Basik i dwaj nieznani panowie, którzy w pociągu w Hucisku wręczyli Rudolfowi Basikowi teczkę Wolfa, co oznaczało, że to jest ten i ma on iść za nim. Na stacji kolejowej w Jeleśni Niemcy zorganizowali obławę. Wszystkich pasażerów nie posiadających dokumentów odstawiali do sąsiadującego z dworcem ogrodu będącego wówczas w posiadaniu osadnika niemieckiego. Został on wyznaczony do pilnowania zgromadzonych tam pasażerów. Rudolf Basik wykorzystując nieuwagę tego Niemca i dobrą znajomość terenu, wyrwał z płotu kilka sztachet, a powstałą dziurą uciekła spora grupa zgromadzonych tam pasażerów, a wraz z nimi nasz niebezpieczny pasażer Wolf. Rudolf Basik zorganizowaną wcześniej furmanką przewiózł wycieńczonego i głodnego Wolfa do niezamieszkałego budynku w Korbielowie. Po pewnym czasie ulokował go w domu rodzinnym gdzie mieszkał ojciec Szczepan, z synami Wojciechem i Bronisławem i córką Wiktorią. Wtedy to młodszy brat Rudka, Wojciech został w całą tę sprawę wtajemniczony. Dowiedział się, że jest to człowiek chory, ale po wyleczeniu i wzmocnieniu na siłach powinien wziąć go do partyzantki, z którą miał kontakty. Wahał się z przyczyn wyżej opisanych, ale zgodził się. I tu kończy się epizod wojennego życiorysu Rudolfa Basika i zaczyna się epopeja wojenna jego brata Wojciecha.
Wbrew przypuszczeniom Gnaczyńskiego Korbielów wcale nie był spokojnym miejscem ze względu na pobliską granicę ze Słowacją. Celnicy oraz policja niemiecka często patrolowali ten teren, a ponieważ dom Basików stał koło drogi często tam wstępowali lub zatrzymywali się przed nim. Ojciec mój wspomina - Wojciech Basik – był w dobrych układach z zastępcą komendanta posterunku w Krzyżowej Alfredem Ekietem, ponieważ ten uwolnił mojego młodszego brata Bronka od wywozu na roboty przymusowe do Niemiec. Było to dla nas ważne ze względu na 5,5 hektarowe gospodarstwo rolne.
Pewnego razu partyzanci zabrali u Makucha i Cula Na Beskidach krowę, a ich właścicielom wręczyli pokwitowania, by ich zwolniono od kontyngentów. O zdarzeniu tym dowiedziała się policja niemiecka w Jeleśni i zorganizowała najazd na Korbielów. Alfred Ekiet wstąpił do domu i w te słowa odezwał się do mojego ojca „Ty tu siedzisz, a nie prawisz, że banderowcy kradną krowy”. Reszta policjantów w liczbie około 15 rozprawiała przed domem, w którym na strychu ukrywał się Żyd, który nawiasem mówiąc znał język niemiecki i całą tę rozmowę podsłuchiwał. Wieczorem po odejściu Niemców wyszedłem do niego, a on opowiedział mi wszystko to co mówili Niemcy zgromadzeni przed domem. Mówili oni między sobą , że jeżeli ich nie złapią tzn. tych partyzantów to będzie obława, wysiedlenie i pacyfikacja Górnego Korbielowa. I co teraz będzie ze mną zapytał zatroskany Wolf. Wówczas to natychmiast przeprowadziłem go i ukryłem w nowym budynku Za Wodą w Dolnym Korbielowie, który przymusowo wynajmowany był na magazyn płodów rolnych. Magazynierem był baufürer Michał Pastor. Ja byłem w posiadaniu potajemnie dorobionych kluczy do tego budynku, wszedłem więc do środka bez przeszkód i ulokowałem w nim „mojego gościa” na strychu i powiedziałem mu, żeby nie wychodził dotąd dopóki ja tu nie przyjdę. Tymczasem prawdopodobnie z powodu owych krów magazynierzy w okolicznych wsiach otrzymali polecenie przeprowadzenia remanentów czyli spisów magazynowanych tam płodów rolnych.
Michał Pastor zjawił się w magazynie zaraz na drugi dzień i wtedy stała się rzecz straszna. Ukrywający się na strychu Wolf słysząc zgrzyt zamka w drzwiach, będąc pewny, że to ja przyszedłem go odwiedzić wychylił się i został natychmiast zauważony przez M. Pastora. „Co ty tu robisz? Po coś ty tam wyszedł ? zapytał Pastor. Ja nie wiem. Wojciech Basik mnie tu przyprowadził, odpowiedział zaskoczony Wolf. Pastor natychmiast udał się na posterunek policji i zameldował, że w jego magazynie znajduje się człowiek, który mówi po rusku. Pastor nie rozróżnił widać języka czeskiego od ruskiego. Mrozowski polecił udać się do magazynu, zliczyć towary i zorganizować obławę na ukrywającego się tam człowieka. Rozmowie tej przysłuchiwał się Jan Jędrzejas baufirer z Krzyżowej, który słyszał, że o Basiku mowa i że ma być aresztowany. Ponieważ był na rowerze i chociaż nie był moim kolegą zdążył mnie uprzedzić o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Wywołał mnie do kuchni i powiada. „Kogo tam masz w tym magazynie. Leć i uciekajcie oba w pierony jasne”. Natychmiast wyprowadziłem Wolfa i ukryłem w szałasie na polanie zwanej „Piekło”. W międzyczasie policja zrobiła rewizję w magazynie, a następnie przyszli po mnie do domu. Ojciec mnie wytłumaczył Ekietowi, że poszedłem na polanę. Ten przykazał, że po powrocie z polany mam natychmiast zgłosić się na policję, gdyż w przeciwnym razie, to my wiemy gdzie on poszedł - zagroził Ekiet. Zagroził też wysiedleniem rodziny.
W takiej sytuacji uznałem, że muszę się zgłosić. Na posterunku w Krzyżowej spędziłem dwa dni i jedną noc. Do niczego się oczywiście nie przyznałem. Ekiet przesłuchiwał mnie znośnie, ale na drugi dzień pod jego nieobecność byłem przesłuchiwany przez nieznanego mi policjanta, który w czasie przesłuchania posługiwał się kolbą karabinu, a rezultatem tego przesłuchania były moje zęby na podłodze, które po przyjściu Ekieta skrzętnie pozbierałem do papierka i wyszedłem albowiem ten mnie całkowicie zwolnił.
Po pewnym czasie gdy się uspokoiło sprowadziliśmy Wolfa do domu i ulokowaliśmy go na stajni. Tam mieszkał w zbitej z desek budzie obłożonej snopkami zboża, które z tego powodu do końca wojny nie zostały omłócone.
5 stycznia 1945 roku przyszedł front. Celnicy i policja zaczęli się nieco inaczej zachowywać w stosunku do ludności polskiej. 25 marca Korbielów został wyzwolony. Robert Wolf przewieziony został furmanką do pobliskiej Polhory. W czasie pobytu w Krzyżowej Wolf zakochał się w córce gospodyni, z którą później się ożenił.
Nie był to jedyny przypadek pomocy Żydom. W roku 1938 siostra Wojciecha Basika służyła w rodzinie żydowskiej w Bielsku. Jej chlebodawcy biorąc pod uwagę istniejącą sytuację międzynarodową zapytywali czyby w razie potrzeby mogli zamieszkać na wsi. W roku 1940 rodzina ta w liczbie 2 kobiet i 10 mężczyzn zgłosiła się u Wojciecha Basika w Korbielowie. Basik przeprowadził ich wówczas do Polhory i ulokował u rodziny w bezpiecznym miejscu. Umówili się wówczas na spotkanie po wojnie, do którego nigdy nie doszło.
Nie zapomniał natomiast o swoich dobroczyńcach Robert Wolf (Dub), który przeżył wojnę i według relacji W. Basika pracował w ambasadzie czechosłowackiej w Pradze. Stamtąd dwukrotnie przyjechał do Korbielowa, ale za każdym razem do spotkania z Basikami nie doszło. Z jego jednak inicjatywy w 1964 W. Basik uhonorowany został medalem czechosłowackim, w roku 2000 otrzymał uprawnienia kombatanckie, w roku 2001 mianowany był do stopnia podporucznika.
Dnia 8 sierpnia 1994 roku Pani Rodika Radian – Gordon wręczyła w Katowicach Wojciechowi Basikowi medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Obu braci – Rudolfa i Wojciecha Basików odwiedziłem we wrześniu 2003 roku. Mieszkali blisko siebie, obaj mieli już po 80 siątce, mieszkali i żyli skromnie. Nurtuje mnie jednak fakt, że jeden z nich w jakiś tam sposób za swoje wojenne wyczyny związane z ratowaniem Żydów został uhonorowany, a drugi nie. Dlaczego?
Hieronim Woźniak