Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Pasterstwo

Utworzono dnia 29.02.2016, 11:39

Pierwotna gospodarka w górach opierała się na rolnictwie, myślistwie i rybołówstwie. Podstawową metodę uprawy roli stanowiła metoda żarowa polegająca na wypalaniu coraz to nowych połaci lasu aby po kilku latach takie pole porzucić, grunt samoczynnie na powrót ulegał zalesieniu.

Wraz z pojawieniem się w Beskidach Wołochów dotąd mało wydajne metody rolne przestawione zostały na intensywną hodowlę owiec, kóz i bydła. Istotnym czynnikiem umiejętności przyniesionych przez Wołochów była zdolność przetwórstwa produktów osiągniętych dzięki gospodarce hodowlanej takich jak mleko, wełna i skóry.
Najstarsze notatki dotyczące Wołochów znajdujemy w „Żywocie św. Kingi” Jana Długosza. Wędrówki Wołochów z okolic Wadowic i Oświęcimia w kierunku gór i z powrotem początkowo regularnie się powtarzające poczęły się z czasem przeobrażać w osadnictwo czasowe, a jeszcze później w osadnictwo stałe. Wypasanie owiec i bydła na halach i śródleśnych polanach miało charakter sezonowy i zaczynało się od dnia św. Wojciecha przypadającego na 23 kwietnia i kończyło się na św. Marcina, który przypada 11 listopada. Ten cykl wypasowy swoją aktualność zachował do dnia dzisiejszego. Jeszcze w XIX wieku zdarzało się, że bacowie ze stadami owiec zimowali na nieco niżej położonych polanach nie schodząc do wsi. Szereg zachowanych instruktaży dokładnie precyzuje co wolno a czego zabrania Wołochom w zakresie prowadzonej przez nich gospodarki pasterskiej. Określone są też powinności i ciężary finansowe jakie spoczywają na Wołochach względem zwierzchności zamkowej. Żmudne obliczenia historyków wykazują, że w różnym czasie poczynając od XVI wieku na terenie Beskidu Żywieckiego wypasało się od 5 do 60 tys. sztuk owiec. Pasterstwo w swój schyłkowy okres weszło na początku XX w. i trend ten w największym nasileniu dokonuje się nieprzerwanie do dnia dzisiejszego.
Rozpoczęcie wiosennego wypasu owiec noszącego miano redyku miało charakter uroczystego obrzędu, ceremoniału pełnego magii, wypełnienia świętych zwyczajów, których spełnienie gwarantowało wszelką pomyślność w gazdowaniu na hali. Centralnym miejscem życia pasterskiego jest szałas. Zbudowany z drewna okrągłego łączonego na zrąb, niekiedy wewnątrz o ścianach przyciosanych na płasko. Nakryty czterospadowym dachem. Pokrycie dachu stanowiły dranice, które uzyskiwano z kloca drewna dartego przy użyciu siekiery i klinów. Dach pokrywano także gontami. Szałas składał się z części roboczej i mieszkalnej. W części roboczej najważniejsze miejsce zajmowało ognisko zwane watrą, które przez cały czas wypasu nie miało prawa zgasnąć. Ponad watrą przebiegał przymocowany do bocznych ścian gruby drąg drewniany zwany Jadwigą, na którym wieszano żeliwny kocioł służący do warzenia sera. Ściany szałasu uszczelniane były tzw. mszoniem polegającym na zapychaniu szpar w miejscu przylegania do siebie dwóch belek nośnych mchem lub za pomocą powróseł kręconych z wysuszonego siana. Głównym punktem wiosennego redyku był obrzęd mieszania owiec, którego celem było ze zwierząt będących własnością szeregu właścicieli uformowanie jednego stada, którym możliwe będzie sprawne sterowanie. Zaraz po przybyciu na halę baca przystępował do rozpalenia ogniska w szałasie. Ogień odpędzał wszelkie złe moce, siły nieczyste i czary. Za żadną cenę ogień nie mógł zgasnąć przed wigilią św. Jana, czyli 24 czerwca. Gdyby się takie nieszczęście przydarzyło to wówczas baca był zobowiązany wypłacić juhasom okup, który znacznie pomniejszał jego zyski. Po zapaleniu ognia baca w towarzystwie jednego z juhasów udaje się do lasu, z którego przynoszą dorodną jodłową gałąź. Wbita zostaje ona w ziemię, obok niej żelazny kołek mający symbolizować siłę i zdrowie na hali. Bierze baca do ręki drewnianą grudziarkę z solą, którą zaczyna rozsypywać po trawie zaś juhasi z pomocą psów, gwidania i okrzyków podrywają stado, które w ślad za bacą zaczyna okrążać wokół wbitej gałęzi noszącej miano mojki. Obrzęd wymaga trzykrotnego zamknięcia kręgu przy czym trzeba bardzo uważać, żeby żadna z powierzonych owiec nie wypadła poza zatoczony krąg. Ile bowiem owiec wypadnie poza krąg tyle zginie przez nadchodzący sezon bądź zagryzienie przez dzikie zwierzęta, zgubienie, odłączenie się od stada czy chordy. Przychodzi kolej na modlitwę. Baca w towarzystwie juhasów wchodzi w środek stada, klękają na kolana i przystępują do odmawiania modlitwy Ojcze nasz. Wspólną modlitwę kończy, w tym miejscu odejdziemy od zapisu gwarowego na rzecz czystej polszczyzny:
„... Ofiarujemy Ci, Panie Boże Ojcze Wszechmogący w Trójcy Świętej jedyny, ten pacierz na większą cześć Twoją, a nam na duszy zbawienie, a prosimy Ciebie o wszelką pomyślność, o szczęśliwy pobyt i zdrowie, abyś nas zachował od złej przygody, przed dzikim zwierzem, przed mietlicom, no i od złego gajowego.”
Przytoczona modlitwa maluje przeciwności i niebezpieczeństwa na jakie narażeni byli pasterze. Do zagrożeń ze strony dzikich zwierząt jeszcze powrócimy. Wymieniona w modlitwie mietlica to groźna choroba owiec, która w szybkim czasie jest w stanie poważnie zdziesiątkować stado. I zły gajowy, przed spotkaniem którego wzdryga się modlitwie baca to echo wieloletniego, a może nawet wielowiekowego konfliktu pasterstwo-leśnictwo. Marna jakość trawy występująca na hali popularnie określana jako psiorka wyganiała pasterzy z hali w kierunku lasu, w którym mieli możliwość wypasu zwierząt na lepszej paszy.
Odbywało się to jednak przy poważnym niszczeniu, w szczególności gdy wypas odbywał się na terenie drzewostanów młodszych. Pędy i gałęzie drzew były ogryzane przez zwierzęta, racice niszczyły runo i podłoże przez co poważnie ograniczone zostały naturalne zdolności lasu do samoodnowienia.
Gajowy stojący na straży ochrony lasu jawił się w tym miejscu jako przeciwnik i wróg pasterstwa przed, którym pewnie i modlitwa okazywała się mało skuteczna. Pasterze musieli być czujni przed atakiem dzikich zwierząt takich jak wilki, rysie i niedźwiedzie. Dla nich wypasane owce stanowiły bardzo łatwy łup. Jeszcze w okresie przed II wojną światową na terenie Sopotni istniał zwyczaj, że jak ubito wilka, żbika, rysia czy niedźwiedzia zdzierano z niego skórę i chodzono z nią po wsi od domu do domu zbierając od gazdów w nagrodę datki.
Mówiono przy tym następujący wiersz:
„... Zbieram tes na tego chrząsca, co wychodzi z gąsca.
Zbiera owiecki, a ucieka z nimi precki...”
Sceny z życia pasterskiego znalazły odbicie we wzorach foremek służących do wyrobu oscypków. Obok szałasu drugą podstawową budowlą pasterską hali jest kosor. Była to konstrukcja przypominająca płot, który ochraniał owce, skupiał je na niewielkiej przestrzeni w czasie udoju. Ponadto chwilowa koncentracja zwierząt w jednym miejscu służyła nawożeniu hali odchodami zwierząt. Kosor najczęściej co 2-3 dni był przenoszony w inne miejsce tak, że przez cały sezon wypasowy niejako wędrował po hali. Całością pracy na hali kierował baca, który miał do pomocy kilku juhasów. Juhasi mogli zajmować się konkretnymi wycinkami pracy na hali i z racji wykonywanych obowiązków mógł juhas być koziorzem, baraniarzem, honielnikiem i starcarzem. Obok pasienia i dozoru stada główną powinnością juhasów było trzykrotne w ciągu dnia dojenie owiec. Dopiero późnym latem i jesienią, kiedy dzień był już bardzo krótki a i trawa nie najlepsza owce dojono tylko raz w ciągu dnia.
Gwoli podsumowania tematyki pasterskiej warto przytoczyć opinię Włodzimierza Kaweckiego. Pasterstwo i związane z nim hale, góry i lasy były i są kolebką pięknych pieśni, legend i baśni góralskich. Na skąpanych w słońcu polanach i halach otulonych zielonym płaszczem lasów, pośród brzęczących dzwonkami kierdeli owiec. W szałasach, kolebach, przy płonącej nocą watrze „nuta” góralska brała swój początek. Tu krystalizowały się skoczne melodie, wyśpiewywane przez baców i juhasów, halśników oraz wygrywane na skrzypkach, którym wtórują miękkie, aksamitne tony kobzy. Pasterstwo stanowi więc pewien piękny uświęcony tradycją zwyczaj nadający Beskidowi Żywieckiemu swoisty czar i urok.
Wielka szkoda, że do dnia dzisiejszego dawne tradycje pasterskie zachowały się w szczątkowej formie. Ostatni wypas owiec odbywa się w Korbielowie, na Buczynce, na Hali Malorka i polanach Koszarawy.

Pogoda

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny